Tak właśnie postanowilam pod prysznicem, pierwszego kwietnia 2014. Ponieważ moje paznokcie zaczęły się łamać, a włosy wypadać do tego stopnia, ze po każdym czesaniu muszę czyścić szczotkę, powinnam się troszkę wziąć za siebie. Do boju ruszyłam zaopatrzona w następujący arsenał:
Postanowiłam wypróbować osławioną Tangle Teezer, do tego odżywka i cynk na wzmocnienie włosów i magnez na porawę koncentracji.
Efekt jest taki, że włosy jak wypadały, tak wypadają (za to po każdym myciu śmierdzą rzepą), szczotka nie daje sobie rady z długością moich włosów (chociaż Księciu Małżonkowi się podoba, bo "tak fajnie masuje głowę"), nadal jestem śpiąca i kompletnie zakręcona, więc generalnie nie było specjalnie warto się męczyć. Oczywiście szczotki nadal używam (ścięłam włosy, więc czesze się całkiem nieźle), a wszystkie tabletki i preparary zamierzam wykończyć, bo wyrzucić szkoda. Ale jestem dość mocno zawiedziona, zwłaszcza, że był to chyba pierwszy zryw okołokosmetyczny w moim życiu.
A żeby nie było, że kompletnie zbabiałam na starość, wkleiłam wreszcie zawias w drzwiach od łazienki. Teraz mi niedobrze od cudownego połączenia zapachu denaturatu z Distalem. Oczywiście otwieranie okna przy takich operacjach jest dla leszczy, nie?
Przyznam, że czcionka jest tak fatalna, że nie idzie przeczytać tekstu w całości a szkoda.
OdpowiedzUsuńEch, a mi się wydawało, że jest całkiem czytelna, bo prosta i nieudziwniana. Bardzo ją lubię, więc na razie zostawię taką, jaka jest. Ale jak się okaże, że ktoś tu jednak bywa i pojawią się jeszcze jakieś głosy przeciw, to oczywiście ją zmienię.
Usuń