poniedziałek, 1 września 2014

Rekin i sezon 2014

CEDYŃSKIE SPOTKANIA Z HISTORIĄ,  
Cedynia, 20 - 22. czerwca
W tym roku już trzeci raz odegrałam niezwykle ważną rolę w tej historycznej bitwie; po raz drugi jako trup wieśniaczki. Niestety, widocznie nie jest to warte uwiecznienia, więc nie mam żadnego dowodu, że tak właśnie było. Ale za to mam trochę innych zdjęć, w tym w końcu wymarzone, z ptakami drapieżnymi.Poza tym pierwszy od lat wyjazd z moim bratem i trzy wędzone kości zakopane i pozostawione przez Kojota w lesie. Może w przyszłym roku znajdziemy na miejscu trzy kościane drzewa?

XX FESTIWAL SŁOWIAN I WIKINGÓW, 
Wolin,  1 - 3. sierpnia
To, że było gorąco, to mało powiedziane. Zwłaszcza w niedzielę żar lał się z nieba. Ale przynajmniej nie padało, wbrew tradycji (na Wolinie ZAWSZE leje) i prognozom pogody. W piątek koncert Corvus Corax, w sobotę ranek pod znakiem rzepy, a wieczorem sabat czarownic przy kotle z kluskami. Masa ludzi i problem z miejscem do rozbicia namiotów, bo skansen nie jest z gumy. Całe szczęście, że moje chłopaki zostały w domu, bo przeciśnięcie się przez tłum, nawet bez psa graniczyło z cudem.

IV KARPACKI FESTIWAL ARCHEOLOGICZNY "DWA OBLICZA", 
Trzcinica, 15 - 17. sierpnia
Mokro. Szalejący Pieseł i marudny Książę Małżonek. Brakujący maszt do namiotu i waląca się wiata. Okopywanie namiotów, bo prognozy pogody nie były zbyt korzystne. Na szczęście się nie sprawdziły, bo padało w sumie tylko w sobotę w nocy i też nie jakoś tragicznie. Kolejna próba zajęcia Kojota kością zakończona zakopywaniem jej w rowie dookoła namiotu, ale tym razem nie będzie drzewa - została wykopana i zjedzona ostatniego dnia (pies już chyba wie, że w dzień podróży nie dostanie jedzenia, więc zostawia sobie na zapas). Poza tym pyszne pierniczki Ani i Michała, dwie wygrane w turniejach i postrzyżyny M. I kiełbasa z ogniska na śniadanie, obiad i kolację. Co prawda uwielbiam, ale ile można..?

III BIESIADA RYCERSKA, 
Siemysłów, 23 - 24. sierpnia
Zła wiadomośc na początek, ale mimo wszystko impreza udana. Smok z balonów i zabawy z helem. Na obiad kasza ze skwarkami i buraczki smażone naszego autorstwa. Nocne tańce z Kojotem i psie próby zaprzyjaźnienia się z końmi. Kość tym razem w domu, żeby nie było jej gdzie zakopać. Nie doceniliśmy kreatywności - skubaniec pokręcił się po pokoju, a w końcu zaniósł kość pod stół i zasłonił zasilaczem od laptopa. Stanowisko łucznicze jak zwykle absorbujące na tyle, żebym nie miała jak uczestniczyć w innych punktach programu, a w niedzielę zbyt szybki powrót do domu. Książę Małżonek ostatecznie nawet zadowolony, a pies wymęczony do tego stopnia, że w nocy spada z łóżka. Ha! Czyli nawet nasz Kłębek Pierdolca na Sznurku czasem się męczy.
(wszystkie zdjęcia w poście są autorstwa moich znajomych z Drużyny)