W piątek, trzynastego maja 2011 podpisałam cyrograf, że teraz już na zawsze razem. Tego dnia "Kolega" uzyskał status "Księcia Małżonka", chociaż jeszcze przez długi czas nie mogłam się do tej zmiany przyzwyczaić. Do dzisiaj niektórzy się ze mnie śmieją, że zmieniając meldunek po ślubie, podawałam pani w urzędzie "akt własności mieszkania Kolegi".
Z samej imprezy niewiele pamiętam, podali mi obrączkę, to wzięłam, kazali założyć Księciu Małżonkowi - założyłam, coś tam podpisałam, ale równie dobrze mogli mi podłożyć dobrowolne zrzeczenie się całego majątku na rzecz państwa, a ja bym się nie zorientowała. Postawili mnie pod ścianą, podawali jakieś kwiaty, czy coś w tym rodzaju, obściskiwali mnie jacyś ludzie, a potem ktoś wsadził mnie do samochodu i wywiózł w siną dal. Na szczęście tam, gdzie powinien, czyli do parku w Oliwie, a nie gdzieś, gdzie można mnie zamordować tak, żeby nikt tego nie zauważył i utopić ciało w rzece.
Potem był obiad, który też pamiętam jak przez mgłę. Na chwilę otrzeźwił mnie kelner, syczący do ucha "ssserwetkę na kolana", bo dziecko z buszu nie miało oczywiście pojęcia, jak się zachować w eleganckiej restauracji. Potem był pierwszy łosoś, który mi smakował i najpyszniejszy na świecie krem pomidorowy z jeszcze lepszymi bułeczkami. Reszta obiadu, niedobry tort, spacer po parku i trochę zdjęć, ale to tez pamiętam, jak przez mgłę. A, no i oczywiście kolejna rzecz, którą co jakiś czas ktoś mi wypomina: cały czas miałam wrażenie, że sukienka mi się zsunie z biustu i ciągle jej pilnowałam i poprawiałam. Może to własnie powód dla którego prawie nic nie pamiętam? Tak się skupiłam na uważaniu, co by przypadkiem nie odkryć za dużo, że nic innego mój mózg nie był w stanie zarejestrować?
Zdjęć ze ślubu nie wywołałam do tej pory, nie wspominając już o zrobieniu albumu. W zeszłym roku w ogóle zapomnieliśmy o rocznicy i jak zadzwoniła moja mama, złożyć nam życzenia, zapytałam, co to za okazja. Książę Małżonek na zmianę dziwi się, że to tak dawno temu, a wydaje się jakby było wczoraj, albo ma wrażenie, że jesteśmy razem od niepamiętnych czasów. Ja już się zastanawiam, jak to jest, że nadal nie mamy siebie dosyć. A przecież przed nami jeszcze wiele wspólnych lat.
środa, 14 maja 2014
czwartek, 1 maja 2014
Kwiecień miesiącem dbania o Rekina.
Tak właśnie postanowilam pod prysznicem, pierwszego kwietnia 2014. Ponieważ moje paznokcie zaczęły się łamać, a włosy wypadać do tego stopnia, ze po każdym czesaniu muszę czyścić szczotkę, powinnam się troszkę wziąć za siebie. Do boju ruszyłam zaopatrzona w następujący arsenał:
Postanowiłam wypróbować osławioną Tangle Teezer, do tego odżywka i cynk na wzmocnienie włosów i magnez na porawę koncentracji.
Efekt jest taki, że włosy jak wypadały, tak wypadają (za to po każdym myciu śmierdzą rzepą), szczotka nie daje sobie rady z długością moich włosów (chociaż Księciu Małżonkowi się podoba, bo "tak fajnie masuje głowę"), nadal jestem śpiąca i kompletnie zakręcona, więc generalnie nie było specjalnie warto się męczyć. Oczywiście szczotki nadal używam (ścięłam włosy, więc czesze się całkiem nieźle), a wszystkie tabletki i preparary zamierzam wykończyć, bo wyrzucić szkoda. Ale jestem dość mocno zawiedziona, zwłaszcza, że był to chyba pierwszy zryw okołokosmetyczny w moim życiu.
A żeby nie było, że kompletnie zbabiałam na starość, wkleiłam wreszcie zawias w drzwiach od łazienki. Teraz mi niedobrze od cudownego połączenia zapachu denaturatu z Distalem. Oczywiście otwieranie okna przy takich operacjach jest dla leszczy, nie?
Postanowiłam wypróbować osławioną Tangle Teezer, do tego odżywka i cynk na wzmocnienie włosów i magnez na porawę koncentracji.
Efekt jest taki, że włosy jak wypadały, tak wypadają (za to po każdym myciu śmierdzą rzepą), szczotka nie daje sobie rady z długością moich włosów (chociaż Księciu Małżonkowi się podoba, bo "tak fajnie masuje głowę"), nadal jestem śpiąca i kompletnie zakręcona, więc generalnie nie było specjalnie warto się męczyć. Oczywiście szczotki nadal używam (ścięłam włosy, więc czesze się całkiem nieźle), a wszystkie tabletki i preparary zamierzam wykończyć, bo wyrzucić szkoda. Ale jestem dość mocno zawiedziona, zwłaszcza, że był to chyba pierwszy zryw okołokosmetyczny w moim życiu.
A żeby nie było, że kompletnie zbabiałam na starość, wkleiłam wreszcie zawias w drzwiach od łazienki. Teraz mi niedobrze od cudownego połączenia zapachu denaturatu z Distalem. Oczywiście otwieranie okna przy takich operacjach jest dla leszczy, nie?
Subskrybuj:
Posty (Atom)